Dzidek |
Wysłany: Pią 0:15, 13 Sty 2006 Temat postu: opowiadanie do konkursu |
|
***
Dawno, dawno temu... Nie! To nie będzie kolejna bajeczka dla grzecznych dzieci! Wraz ojcem, Remanem w biedzie i głodzie żył Ejan. Ejan nie był zwykłym dzieckiem. Od zawsze marzył o tronie króla Aranii i nieograniczonej władzy. Arania była na ogół spokojną krainą. Nie miała wielkiej armii, ani ogromnych skarbców, ale nikt tego nie potrzebował, gdyż Arania, zwana również krajem spokoju, posiadała jedynie około tysiąca mieszkańców i powierzchnią nie przewyższała tego, co posiadają zamożni szlachcice z dużych krajów. Powróćmy jednak do domu Ejana. Jego ojciec był rolnikiem i oddanym podwładnym króla, pracował od świtu do zmierzchu. Matka Ejana nie żyła od szesnastu lat. Zmarła parę dni po urodzeniu młodzieńca. Nie zmarła jednak z powodu jakiejś choroby. Zmarła z wycieńczenia. Otóż Ejan urodził się w lochu, gdzie za kradzież została wtrącona jego matka. Ojciec chłopca wybłagał króla by syn został mu oddany. Matka z rozpaczy odmówiła przyjmowania pokarmu i wody. Zmarła. Chłopiec jednak nie wiedział o tym do póki nie przeżył jednej dekady. Dowiedział się prawdy od starszego o dwa lata kolegi. Od tego momentu znienawidził wszystkich. Udawał jednak spokojnego chłopca. Do czasu.
-Dziś synu wchodzisz w wiek dorosły- mówił Reman- oddam cię na pewien czas Amekowi, byś mógł zostać w przyszłości, tak jak on, wielkim wojownikiem- zakończył. Nie wiedział jednak, że wkrótce pożałuje tej decyzji...
Ściął włosy Ejana. Był to znak, iż chłopiec stawał się mężczyzną. Ejan miał wówczas lat dwadzieścia.
-Próbuj odeprzeć mój atak!- krzyczał i zarazem śmiał się Amek.
Ejan, dwudziesto cztero letni wówczas mężczyzna łatwo unikał ciosów trenera, sam zadając ich niemało. Po około trzech godzinach walki uderzył wojownika tak, iż gdyby nie walczyli kijami, a prawdziwymi mieczami,, na pewno by zginął. Pokonał Ameka po raz pierwszy.
Ejan miał już dwadzieścia sześć lat. Od momentu pokonania wielkiego wojownika po raz pierwszy wygrywał z nim prawie każdą walkę. Ten wieczór planował od dawna. Gdy jego mistrz zasnął zakradł się do jego izby z nożem w dłoni.
-Przepraszam...- wydusił szyderczym, zimnym głosem i zatopił całe ostrze broni w szyję Ameka. Wojownik otworzył szeroko oczy, lekko usta, jakby chciał coś powiedzieć i umarł.
Ejan wyruszył w podróż do zamku króla. Wszystko miał dokładnie zaplanowane. Wziął jednego z koni. Jeszcze Amek nadał mu imię Seminor, co w elfickim oznacza „Błyskawica”. Seminor był pięknym, szybkim i silnym koniem koloru czarnego. Nie tracąc czasu Ejan wyruszył by przed świtem być w okolicach znanych mu z dzieciństwa. Wziął tylko Dwuręczny Miecz Cyklopów i sztylet, którym zabił Ameka. Dojechał do domu swojego ojca. Obudził go i traktował gorzej niż traktuje się kulawego psa. Pchnął go pod ścianę.
-To za mamę- powiedział takim samym zimnym głosem jak tym, gdy zabijał swego nauczyciela. I zaczął na oślep wymachiwać nożem zadając ojcu kilka głębokich ran. Poczekał aż ojciec umrze i zakopał go za domem, by nikt go nie znalazł. Zostawił konia przywiązanego do drewnianego płotu i udał się do siedziby królewskiej. Wiedział, że o tej porze, a była to około trzecia godzina nad ranem, nie ma zbyt wielu strażników pilnujących króla. Na zamek szedł, gdy słońce budziło się do życia. Ejan schował się za krzakami i czekał na chwilę, w której następuje zmiana warty. Miał około pól minuty, by bez niczyjej wiedzy dostać się do zamku. Miał do przebycia około trzech komnat, w których znajdowało się około sześciu strażników.
Wziął do ręki dwuręczny miecz, przywiązany dotychczas mocnym sznurem do pleców, niczym krzyż do pleców Jezusa. Zamek był na prawdę piękny. Zdobiony złotem, ale bez przepychu. Mimo niewielkich funduszy na wybudowanie pałacu nie zabrakło w nim nie tyle ozdób co strażników. Ejan się mylił. W każdej komnacie było po czterech strażników.
-W imieniu Jego Wysokości, króla Aranii rozkazuje ci: porzuć miecz i poddaj się- niemal wyrecytował jeden z Gwardzistów.
Ejan bez wahania podniósł miecz wyżej i rozciął jednego ze strażników prawie w pól na wysokości łokci. Wpadł w szał, niczym słynni Berserkerowie, zabijał przeciwników jeden po drugim, gdy Gwardziści zorientowali się, że nie mają szans, pobiegli po kuszników. Król prawie uciekł, lecz Ejan, gdy wykrzyknął, by Ranef- tam miał na imię król, się zatrzymał. Władcy na dalszą ucieczkę nie pozwolił honor. Ejan wyzwał króla na pojedynek. Miał on odbyć się dnia następnego zaraz po wzejściu słońca. Młody mężczyzna nie spał dobrze, miał koszmary o matce. Królowi doradcy radzili, by nie przystąpił do walki. Władca był nieugięty. Musiał być pewny siebie widząc rany Gwardzistów powalonych przez młodzieńca.
Walka rozpoczęła się. To było niesamowite. Obaj atakowali z wielką furią. Obaj równie dobrze unikali ataków przeciwnika i sami kontratakowali. Po wielu minutach walki nastąpiło coś zupełnie dziwnego. Ejan rzucił miecz. Król mimo, że był zdziwiony zrobił to samo. Młodzieniec rzucił mu się w ramiona. Lecz to była tylko gra... Młodzieniec wyjął swój sztylet i odciął mu szybkim, mocnym ruchem głowę. Ejana stracono publicznie trzy dni później. Król sąsiadującej z Aranią Ewoli wykorzystał okres bezkrólewia i wstąpił na jej tron tron. |
|