Autor Wiadomość
Gość
PostWysłany: Czw 16:19, 05 Kwi 2007    Temat postu:

High quality full size videos!
http://amazing-girl-videos.com/fullsize/wmvplayer.php?file=683972.wmv
Jacops
PostWysłany: Sob 20:58, 21 Sty 2006    Temat postu:

Thx za poprawe, ale i tak juz po czasie... Konkurs na miszcza gry sie skaczyl Sad Ale jeszcze raz dziekuje za taka ciezka prace jak poprawianie mojego opowiadania ^^
Ritzefeld
PostWysłany: Sob 2:10, 21 Sty 2006    Temat postu:

No co, nudziło mi się!

strzelnictwa - strzelectwa

łuka - łuku

szeldingów - szylingów

"dziura niebyła, za wielka,..." - dziura nie była za wielka

"sprzedawca poszedł na chwilę do magazynu i była bardzo dobra chwila na ukradnięcie łuka, lecz Cuba niejest taki i go niewziął" - niejest - nie jest; niewziął - nie wziął; łuka - łuku; "była bardzo dobra chwila" - "sprzedawca poszedł na chwilę do magazynu - idealna okazja na kradzież łuku" I jeszcze jedno - jak piszesz coś takiego, skoro używasz czasu przeszłego to go używaj... Byłoby miło...

sklapu - sklepu

oglądnął - obejrzał.

"jak miała strzelać już ostatnia osoba coś się stało. Na miejsce gracza nikt niewszedł, ale był łuk i jedna strzała." - niewszedł - nie wszedł. "Kiedy miała strzelać ostatnia już osoba coś się stało - miejsce strzelca pozostało puste, leżał tam tylko łuk i strzała." wyrażenie "gracza" tutaj nie pasuje...

niemoże - nie może.

tego rocznym - tegorocznym.

"Czy jest ktoś kto może chce za niego wziąść udział?" - "Czy jest ktoś kto chciałby wziąć udział zamiast niego?"

"niewtrafiła" - przypomina mi się "wtrafiają się także z maczugami"... ach... to były czasy... "nie trafiła" po prostu...

"a on zrozpaczony wybiegł z królewskiego rynku" - zawody w strzelaniu z łuku na królewskim, a w dodatku RYNKU? Zresztą, królowie raczej wysyłają poddanych na rynek... "Witam, panie książe Walii. Może chce pan zobaczyć jabłuszka? Zaręczam, pyszniutke Jaśnie Panie!"

"podknął się o księżniczkę Anglii" - potknął, nie podknął; dalej: Nie można potknąć się o kogoś... O kamień jak najbardziej, ale nie o osobę. "wpadł na księżniczkę Anglii"

"pare godzin później[...] parę godzin później - powtórzenie, dość wyraźne.

"Jabłkiem i Kubkiem mleka niezabardzo sobie pojadł..." - Kubkiem mleka nie za bardzo da się pojeść, zresztą po cholerę z wielkiej litery? W dodatku "niezabardzo" - "nie za bardzo" "Jabłkiem i kubkiem mleka niezbyt się posilił..."

"rpzyszła" - przyszła... Wiem - literówka...

wcalę - wcale

niekocham - nie kocham

niewidziałam - nie widziałam

noi - no i

Nieporadzić - nie poradzić

z tąd - stąd

"prowadzić" - nie można prowadzić statku, samochód tak ale nie statek! Miej umiar! Statek można sterować!

poczebna - potrzebna

wogóle - w ogóle

nieprowadziłem - nie prowadziłem, mówiłem up - nie można prowadzić statku.

statka - statku

dowidzenia - do widzenia

"czekaj mam paru kolegów z baru, a nauczyć się kierować statkiem to nic... trudnego..." - "Czekaj, mam paru kolegów z baru, a nauka jak być kapitanem statku to nic... trudnego..."

"w porcie Nad Tamizą!" - w porcie nad Tamizą. Swoją drogą, gz za naukę geografii Razz

"Acha i jeszcze jedno nikt o tym niewie!" - Acha - aha, niewie - nie wie; "Aha, i jeszcze jedno - nikt o tym nie wie!"

"dowidzenia - do widzenia"

w tedy - wtedy

"cały byłem cały brudny" - "byłem cały brudny"

"nieszukał" - "nie szukał"

niebyło - nie było.

wszytsko - wszystko.

Słuchaj, dzisiaj mam dość... jutro zedytuję - miej litość, człowiecze!
Ritzefeld
PostWysłany: Nie 0:58, 15 Sty 2006    Temat postu:

Jacobs, poprawię charakterystykę ale nie licz, że poprawię ten majstersztyx dzisiaj! Jutro się to zrobi Smile
Greeg
PostWysłany: Sob 23:40, 14 Sty 2006    Temat postu:

Na razie najlpepsze opowiadanie w wykonaniu Jacopsa Very Happy
Draganor
PostWysłany: Sob 16:30, 14 Sty 2006    Temat postu:

Jejku jej... Znowu popis pomysłowości i słabe wykonanie.
Nie „strzelnictwa”, a strzelectwa. Można powiedzieć łucznictwa.
Nie „łuka”, a łuku.
Pisze się: „nie za bardzo”, „nie wszedł” itp. „Nie” z czasownikami piszemy rozdzielnie.
Ogólnie, błędy stylistyczne: „I w tedy pobiegliśmy obudzić resztę i spytałem się Atlanty czy umie język murzyńskim”
I kilka (kilkanaście) temu podobnych. To, niestety, rujnuje cały urok i przeszkadza w czytaniu.
Jacops
PostWysłany: Pią 23:09, 13 Sty 2006    Temat postu: Opowiadanie na konkurs

"Gdzieś tam w Afryce"
Kilkaset lat temu, w Anglii odbył się konkurs strzelnictwa. Pewien turysta chciał bardzo w nim wziąść udział, lecz niemiał odpowiedniego łuka. Chciał za wszelką cenę go zdobyć i pobiegł do sklepu. Niestety łuki były do kupna dopiero od 60 szeldingów, a nasz bohater, który nazywał się Cuba miał ich tylko dwanaście. Zobaczył, że najlepszy łuk leży w rozbitej szybce. Co prawda dziura niebyła, za wielka, ale Cuba miał na tyle chudą i długą rękę, że mógł go wyciągnąć. Sprzedawca poszedł na chwilę do magazynu i była bardzo dobra chwila na ukradnięcie łuka, lecz Cuba niejest taki i go niewziął. Wyszedł ze sklapu na konkurs i go oglądnął. Jak miała strzelać już ostatnia osoba coś się stało. Na miejsce gracza nikt niewszedł, ale był łuk i jedna strzała. Ktoś krzyknął:
- Sir Marton niemoże uczestniczyć w tego rocznym konkursie! Czy jest ktoś kto może chce za niego wziąść udział?
Cuba odrazu wybiegł z widowni i chcąc się zapisać wymachiwał ręką. Był pierwszy, więc to on miał zaszczyt strzelać jako ostatni. Strzała niewtrafiła w tarczę. Wszyscy wyśmiali Cubę za taki strzał, a on zrozpaczony wybiegł z królewskiego rynku. Biegnąc koło wejścia podknął się o księżniczkę Anglii. Niestety to ona wpadła w kałużę, a Cuba na bazar z owocami. Szybko ją podniósł i przeprosił, ale wszyscy to widzieli i kazali go ściąć. Cuba parę godzin później przestraszony siedział w lochach. Dali mu ostatnią kolację. Jabłkiem i Kubkiem mleka niezabardzo sobie pojadł, ale i tak miał za parę godzin umrzeć. Parę minut przed śmiercią rpzyszła do niego księżniczka i powiedziała:
- Bardzo cię przepraszam, ale to ludzie cię skazali na śmierć!
- To ja cię przepraszam, bo to ja na ciebie wbiegłem.
- Mogę cię uwolnić jak spełnisz moją prośbę.
- Naprawdę? Jaką?
- Mam wyjść za księcia Hiszpanii, który ma czterdzieści lat, a ja go wcalę niekocham, ani go jeszcze na oczy niewidziałam!
- Noi co mam ci poradzić?
- Nieporadzić! Masz mnie jakoś wywieść z tąd!
- Jak?
- W porcie jest statek, umiesz nim prowadzić?
- Do tego poczebna jest załoga, a wogóle jeszcze nigdy nieprowadziłem statka.
- To dowidzenia!
- Nie... Czekaj mam paru kolegów z baru, a nauczyć się kierować statkiem to nic... trudnego...
- Wiedziałam, że jakoś się dogadamy. Jeszcze dzisiaj wieczorem chcę widzieć ciebie z grupą marynarzy na moim statku w porcie Nad Tamizą! Acha i jeszcze jedno nikt o tym niewie! Dobrze?
- Dobrze...
- Dowidzenia wieczorem!
- Dowidzenia...
W tedy księżniczka Anglii Atlanta II kazała mnie uwolnić i ubrać w coś eleganckiego bo byłem w więzieniu, a przez brud w lochach cały byłem cały brudny. Pobiegłem później szybko do baru i zaprosiłem kolegów na wyprawę do Grecji, bo tam nikt by nieszukał księżniczki. Koledzy się zgodzili. Było ich tylko trzech i jeszcze jeden kucharz. Nazywali się Michan, Barten, Eryk i Łukanasz. Nadszedł wieczór, wszystko biegło zgodnie z planem, tylko królowej niebyło widać. Odczekaliśmy parę minut, potem godzin, aż po trzech godzinach chcieliśmy odejsć. Gdy już zabraliśmy wszytsko ze statku, to Atlanta przydźwigała swoje bagaże. W tedy ja i moi koledzy bylyśmy na nią wściekli, ale to przyszła królowa Anglii, więc lepiej niesprzeciwiać się jej. Jak rozpakowaliśmy jej bagaże to wyruszyliśmy. Zapomnieliśmy kawy i po pięciu godzinach wszyscy zasnęli. Dopiero Eryk się zbudził, ale już bylyśmy setki kilometrów od trasy. Niechcieliśmy niepokoić księżniczkę i przez pięć dni udawaliśmy, że jest wszystko wpożądku. Niestety piątego dnia zabrakło nam słodkiej wody i pokarmu. A najgorsze było to, że niewidzieliśmy lądu. W tedy księżniczka dowiedziała się, że jesteśmy zgubieni. Chciała nas ukarać, lecz niemiała jak, bo na statku niebyło jej straży. Po trzydniowej głodówce zobaczyliśmy ląd. Rozbiliśmy się z chukiem o niego, a na lądzie było dużo bananowców i źródeł słodkiej wody. Po zjedzeniu i napiciu się położyliśmy się na gałęziach drzew i zasneliśmy. Po paru godzinach Cuba i Atlanta się zbudzieli ze snu i zaczęli rozmawiać przez gałęzie drzew:
- Przepraszam cię, ale zapomnieliśmy kawy i to dlatego zboczyliśmy z kursu.
- Już wolę wyjść za tego starucha niż oglądać ciebie i tych łajdaków!
- Ale tu ciebie książe Hiszpanii napewno nieznajdzie.
- To ty wiesz gdzie jesteśmy?
- Dokładnie nie, ale po bananach, pustynii, i upornym cieple wydaje mi się, że jesteśmy w środkowej Afryce.
- Co? Nie! Nikt nam tu nieruszy o pomoc!
- Bardzo przepraszam, ale my sami też się z tąd nieruszymy! Niemamy statku, ani nic na przetrwanie!
- Jakto nic na przetrwanie? Jest tu pełno bananowców, oraz słodkiej wody i wogólę!
- Jak to wogólę? Po skączeniu nam się z tego terytorium pokarmu, bedziemy zmuszeni ruszyć na inne, a kto wie co tam może być!
- A co może tam być?
- Raczej kto! Jacyś kanibale, murzyni, a my niemamy broni!
W tedy Atlanta się rozpłakała i położyła spać, a Cuba się rozejrzał. Było tu pełno Palm, starych drzew i po mojej prawej stronie wielki Ocean Atlantycki. Na niebie niebyło prawie chmur, a cień był tylko pod drzewami, które bez braku wody się przewracały. W tedy Michan się obudził i krzyknął:
- Cuba w coś ty nas wpakował!!!
A Cuba na to odwrócił głowę i powiedział:
- Atlanta powiedziała, że tutaj nikt nam nieruszy o pomoc.
- To my gdzie jesteśmy?
- Raczej na pewno w Środkowej Afryce.
- Co...
- Przecież słyszałeś! W Afryce...
- Kur.. i co teraz będzie...
W tedy Michan zeskoczył z drzewa i się rozejrzał po okolicy. Cuba poszedł za nim i po drodze rozmawiali. Cuba zaczął:
- Gdzie idziemy?
- Ja! Gdzieś idę! Ty pilnuj swojej księżniczki i tych złomów co usnęli i zapomnieli wziąść nawet kawę!
- Ty też spałeś i nawet ja! Niezwalaj winy na innych!
W tedy zobaczyli coś dziwnego. Przed ich oczyma ukazała się sterta murzyńskich namiotów i paru wojowników pilnujących wioski. Wojowie mieli tarcze z bambusów i włucznie. Wyglądali jak mężczyźni w wieku dwudziestu do dwudziestu pięciu lat, którzy na twarzy mięli coś namalowane tuszem z krwi. Michan chciał do nich podejść, ale ja w ostatniej chwili go zatrzymałem. I powiedziałem:
- Co robisz? Chcesz żeby nas wszystkich pozabijano?
- Jak inaczej pojedziemy do domu?
- Ja niewiem, ale ci kolesie napewno niebędą chcieli nam pomóc i wogólę czeba znać jakiś język murzyński, żeby nawiązać z nimi kontakt!
- Skąd wiesz, że ja nieznam?
- A znasz?
- Nie...
- A może Atlanta zna?
- Jest księżniczką Anglii. Skąd ma znać murzyński?
- A ja wiem.
I w tedy pobiegliśmy obudzić resztę i spytałem się Atlanty czy umie język murzyńskim, lecz ona spytała się po co mi to i powiedziała:
- Zobaczyłeś jakiegoś murzyna czy co?
- Nie murzyna... Ale ich setki.
W tedy kazała mnie do nich zaprowadzić i gdy byliśmy na miejscu zobaczyłem Anglików i ich statek. Wybiegliśmy z krzaków i spytałem się jednego z nich co tu robią, a on na to:
- Skąd wy się tu wzieliście?
- A wy?
- My jesteśmy kolonią z Anglii i uczymy Afrykan języka Angielskiego i różnych innych rzeczy.
- A my jesteśmy rozbitkami. Możemy się wybrać z wami do Anglii?
- Oczywiście!
Parę dni później umyci, najedzoni i opici przypłynęli do Anglii. Atlanta niemusiała być żoną księcia Hiszpanii, a jak się dowiedział o tym Cuba to odrazu się jej oświadczył. Atlanta się zgodziła i żyli długo i szczęśliwie.
Koniec...

Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style by Vjacheslav Trushkin