Autor Wiadomość
Draganor
PostWysłany: Pon 0:55, 16 Sty 2006    Temat postu:

Nie ma sprawy Smile

"Błądzić jest rzeczą ludzką..."
Nie wszystko musi być bezbłędne, prawda?
Elvynnel, gdzie jest ta twoja ocena ?
Elvynnel
PostWysłany: Nie 23:57, 15 Sty 2006    Temat postu:

Azz kurde sory ... Tamten post tyczy się do Ritza tzn. ocena.

(wracam honor Drag)
Draganor
PostWysłany: Nie 23:52, 15 Sty 2006    Temat postu:

Już oceniłem. Teraz mała dyskusyjka z Elvynnelem. Spoko, juz kończymy.
Ritzefeld
PostWysłany: Nie 23:49, 15 Sty 2006    Temat postu:

Halooo? Wolałbym żebyście raczej oceniali opko aniżeli robili offtopa :/
Draganor
PostWysłany: Nie 23:36, 15 Sty 2006    Temat postu:

Nie dla mnie, a dla Ritza, on lubi babrać się w ortograficznym bagnie Jacopsa.

Ja kandyduje na Mistrza Gry, tak samo Ritzefeld, więc na razie nie składaj za nas żadnych podań. Być może już niedługo któremuś z nas i tak zmieni się ranga...
Elvynnel
PostWysłany: Nie 23:32, 15 Sty 2006    Temat postu:

Ciekawe, fajny klimat ale sporo błędów.
Draganor
PostWysłany: Nie 22:56, 15 Sty 2006    Temat postu:

Stylizacją nazywamy celowe używanie gwary lub anachronizmów w opowiadaniu, w celu nadania mu cech odpowiedniej epoki (w naszym wypadku quazi- średniowiecza). Zmiany szyku zdania, czy "postarzanie" pisowni wyrazów na wzór szlachecki czy rycerski to specjalność Ritza. Czasem tylko za bardzo się zapędza Wink
Jacops
PostWysłany: Nie 22:08, 15 Sty 2006    Temat postu:

No to chyba napisalem w moim poscie "Jkb to sry". No bo Ritzefeld zna sie na tej ortografii, wiec mi cos tu wlasnie niegralo, ze napisal takie cos Smile Tylko co to ta stylizacja?? Smile
Draganor
PostWysłany: Nie 22:04, 15 Sty 2006    Temat postu:

Jacobs, to był taka stylizacja to "cichaj"... Laughing
Jacops
PostWysłany: Nie 22:03, 15 Sty 2006    Temat postu:

Cytat:
- Cicho tu, stanowczo za cicho!
- Ale Miłościwy Panie, nic nam się nie może stać! Nasz obóz powinien być za tamtymi wzgórzami!
- Mam przeczucie, że zaraz stanie się coś złego. Coś bardzo, bardzo złego.
- Jaśnie Pan z pewnością przesadza, to nie może być nic groźnego!
- Cichaj, dość mam gadania twego!

Troszki dziwnie zaczales ^^ Ale moze byc Razz Tym razem 8/10
Cytat:
- Cichaj, dość mam gadania twego!

Niewiem czy w tym dialogu specjalnie zacząles od Cichaj, ale moim zdaniem powinno byc Ciszej. Jkb to sry Smile
Draganor
PostWysłany: Nie 19:54, 15 Sty 2006    Temat postu:

„Albowiem teren wokół fortu to był gęsty las”- Raczej: Fort był otoczony gęstym lasem, ewentualnie- teren był porośnięty gęstym lasem.

”wzrok mój zakłócon jest!”- rozum stylizacje, ale nie można przesadzać. To wyrażenie jest zrozumiałe, jednak mocno naciągnięte, raczej zabawne, a jestem pewny, że nie tak miało być.

”...dzikim wrzaskiem wykrzykiwanych zaklęć (...) Zawył dziko:”- Nie dość, że to powtórzenie w niedużym odstępie, to jeszcze „dziki wrzask- wykrzykiwany” . To brzmi jak: „masło maślane.”

”Teraz był już pewien, że wpadli w zasadzkę! Zająć pozycje obronne, wpadliśmy w zasadzkę!”- Powtórzenie.

”Zza drzew wylewała wezbrana rzeka barbarzyńców. Gdzie się nie spojrzało, tam widziało się barbarzyńców...”- Po raz kolejny wyraźne powtórzenie.

„...ich celem było jedynie zabicie jak najwięcej wrogów!”- Błąd stylistyczny. Sugeruję: „Ich celem było zabicie jak największej liczby/ilości wrogów”

Błędów ortograficznych, oczywiście, nie znalazłem, jednak warto by poprawić interpunkcję, w wielu miejscach brakuje przecinków.

Za imię króla należy ci się dodatkowy punkt. Nie ma to jak polski Moher Wink
Po raz kolejny, niezła batalia i ładna stylizacja, chociaż tym razem widoczna raczej tylko w dialogach.

Poprzednie opowiadanie podobało mi się dużo bardziej, było ciekawiej napisane, pomysł również był lepszy.

Ocena końcowa: 7/10
Ritzefeld
PostWysłany: Nie 18:59, 15 Sty 2006    Temat postu: Opowiadanie na konkurs #2 pt. "Las Makowański"

- Cicho tu, stanowczo za cicho!
- Ale Miłościwy Panie, nic nam się nie może stać! Nasz obóz powinien być za tamtymi wzgórzami!
- Mam przeczucie, że zaraz stanie się coś złego. Coś bardzo, bardzo złego.
- Jaśnie Pan z pewnością przesadza, to nie może być nic groźnego!
- Cichaj, dość mam gadania twego!
Rozmowa ta toczyła się między Imperatorem Kalawanii Moherem II a jego sługą, Ukawatem. Było późne zimowe popołudnie, zaczynało się już ściemniać. Armia imperatorska równym, wolnym marszem zmierzała do fortu Akwahat, założonego w Górach Ognistych. Moher wiedział, że ten fort znajduje się bardzo blisko granicy z Wutami, z którymi aktualnie toczyła się wojna. Fort nie był bezpieczny, był najeżdżany prawie przez cały czas ale nie to stanowiło największe niebezpieczeństwo dla wszystkich podróżujących. Albowiem teren wokół fortu to był gęsty las, z wydeptaną ledwie jedną ścieżką, na szczęście dość szeroką.
Już wcześniej władca Kalawanii zauważył, że w lesie jest coś nie tak. Przez ciemniejące już drzewa kątem oka dostrzegał jakieś błyski. Równie dobrze to mogły być dzikie zwierzęta szczerzące swe zębiska, ale te błyski następowały zbyt często. Moher posępnie pomyślał, że mogli wpaść w zasadzkę. Jednakże, gdyby za wcześnie przyjęli pozycje obronne barbarzyńcy mogliby w ogóle nie natrzeć! Z drugiej strony, zbyt późne zwarcie szeregów i wysunięcie pik do przodu mogłoby sprowokować jatkę, której nie przeżyłby żaden z jego ludzi. Wyczucie odpowiedniego momentu było bardzo trudne. Jednak decyzja musiała być podjęta, i to właściwa. Moher był niezdecydowany. Powiedział do Ukawata:
- Czy ty też widzisz te dziwne błyski w lesie?
- Tak, Miłościwy Panie. Zapewne są to jeno dzikie zwierzęta łaknące ludzkiego mięsa.
- Nie jestem tego taki pewien, Ukawacie. Te błyski wciąż się powtarzają, a dzikie zwierzęta już spróbowałyby napaści. Wiem, bo współżyłem z nimi pewnego czasu.
- Miłościwy Pan współżył z dzikimi zwierzętami?! Nic mi o tym nie wiadomo, O Największy Imperatorze!
- Było to czasu dawnego, i tobie wiedzieć o tym nie trzeba. Nie odpowiedziałeś na me pytanie!
- O wybacz mi, Jaśnie Panie! Te błyski mogą oznaczać jakąś inną, nieznaną nam zwierzynę! Kilkakrotnie wydawało mi się, że widzę jakby łeb wilka wysoko nad ziemią!
- Czy jesteś pewien? Muszę to wiedzieć!
- O Panie, ciemność narasta a zatem wzrok mój zakłócon jest!
- Nieważne, cichaj! Boję się że wpadliśmy w zasadzkę!
Było już zupełnie ciemno. Nagle Moher usłyszał jakby wycie wilka, połączone z dzikim wrzaskiem wykrzykiwanych zaklęć. Teraz był już pewien, że wpadli w zasadzkę! Zawył dziko:
- Do broni!!! Zająć pozycje obronne, wpadliśmy w zasadzkę!!! -Po czym popędził przed siebie pragnąć pomóc pierwszym, najwrażliwszym szeregom.
Zza drzew wylewała wezbrana rzeka barbarzyńców. Były ich setki, gdziekolwiek by się nie spojrzało, tam widziało się barbarzyńców. Szeregi kalawańskie w mig uformowały czworobok, próbując się jakoś obronić przed tym nieprzerwanym nawałem dzikich, spoconych wojowników którym z oczu błyskało szaleństwo. Nawet te najlepiej wyszkolone oddziały, wykonując wielokrotnie ćwiczonego jeża drżały ze strachu przed tym, co ich czeka. Nagle Ukawat zobaczył, czym były owe wilcze łby zawieszone wysoko nad ziemią - niektórzy wrogowie mieli na sobie wilcze skóry. Właśnie oni stanowili najgroźniejszy oddział nieprzyjacielski, nazywany po cichu wśród Kalawan Świętym Zastępem, który na polu bitwy zmieniał się w dzikie bestie łaknące krwi. Ich widok w szale bojowym był wręcz straszny, ci ludzie nie zważali na żadne rany, parli do przodu nie bacząc na straty czy śmierć przyjaciół - ich celem było jedynie zabicie jak najwięcej wrogów! Była to formacja wzbudzająca największy postrach w szeregach armii Mohera. Niestety dla niego, ten najgroźniejszy czynnik trafił prosto w najsłabszy oddział - straż miejską która miała obsadzić fort. Byli lekko uzbrojeni, a w dodatku nie posiadali pik! Dziki atak berserkerów (taka bowiem była inna nazwa Świętego Zastępu) uzbrojonych w zakrzywione na końcu miecze, zwane w barbarzyńskim dialekcie rhompai natychmiast wyrżnął w pień strażników.
Kiedy doborowa jazda Mohera dotarła na miejsce, zetknęli się ze straszliwymi szaleńcami poszukującymi najbliższej ofiary. Niektórzy pili krew poległych, po czym natychmiast wstawali i wyli do księżyca. Dla bądź co bądź, cywilizowanych Kalawańczyków był to widok straszny, niektórzy wymiotowali po czym ginęli od ciosu któregoś z wrogów. Jeden moment nieuwagi był natychmiast przypłacany życiem. Była to okrutna zapłata dla niektórych młodych ludzi, przed którymi życie dopiero się zaczynało. Mimo, że wojska cywilizowane były w sile trzech dużych oddziałów, zwanych dumnie kohortami to barbarzyńców było więcej. Co gorsza, mieli najprawdopodobniej więcej ochoty do walki, co było prawdziwym ciosem dla Mohera. On sam rzucał się w szeregi berserkerów z heroicznym poświęceniem, wielokrotnie cudem unikając śmierci, coraz więcej z jego podkomendnych umierało oddając swe życie w służbie Imperatora. Z osławionych trzech kohort została tylko jedna, gdy nagle barbarzyńców przestało napływać - wyglądało na to, że kalawanie bronią się jednak skutecznie. Cóż jednak z tego, skoro nadal byli przyduszani przewagą liczebną przeciwnika. Moher nagle zauważył, że wkoło jego oddziału nie ma już żadnych wilczych łbów i zakrzyknął:
- Zwycięstwo!!! Wielu oddało już życia w służbie Kalawanii, ale zwyciężymy!!! Naprzód!!!
Dzięki tym słowom nowa nadzieja wstąpiła w Kalawan, ale nie trwała ona długo gdy zobaczyli co nadciąga z krańców ścieżki. Jeszcze więcej barbarzyńców, w dodatku kawalerii! Był to najwidoczniej czarny dzień dla Imperium, gdyż z lasu zaczęli wypływać kolejne oddziały Świętego Zastępu - najwyraźniej maruderzy, którzy nie nadążyli za forsownym marszem czoła oddziału. Moher miał tylko niedobitki kawalerii, jego kohorta została zredukowana do starego, mającego wielkie tradycje zastępu hoplitów Lapańskich. Wiedział, że nadeszła godzina śmierci. Nagle poczuł ostry ból między łopatkami - to Ukawat wepchnął mu sztylet w plecy. Okazało się, że jest zdrajcą i to on kierował tą operacją barbarzyńców. Moher zdołał odwrócić się i jednym szerokim cięciem odciąć głowę niegodziwcowi. Potem spadł z konia i zobaczył ciemność.
Próbował otworzyć oczy, ale udało mu się to po pięciu minutach. Zobaczył przerzedzony zastęp hoplitów walczących z zacięciem, wiedzących że za chwilę przyjdzie im stanąć przed sądem Najwyższego. Nagle widok zasłoniło mu wielkie, zwaliste cielsko barbarzyńcy, który spostrzegł Imperatora Kalawanii leżącego bezradnie na ziemi. Moher wrzasnął:
-Nie!!! Nie zabijaj mnie, barbarzyńska szumowino!!! Czy uderzysz bezbronnego?!!!
Wilczy łeb uśmiechnął się szeroko, przykucnął i podciął dowódcy pokonanej armii gardło od ucha do ucha po czym przystawił do rany usta i zaczął pić. Tak się skończyła rzeź nad Lasem Makowańskim.


Wzorowałem się na bitwie pod Lasem Teutoburskim. Mam nadzieję, że będzie się wam podobać. Wiem - za mało dialogów ale więcej nie zdołałem wymyślić.

Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style by Vjacheslav Trushkin